Pamiętaj o technice.
Od paru lat trenuję akrobatykę. Chodzę na treningi 3 razy w tygodniu. Od pewnego dnia sen z powiek spędza mi myśl o jednych zajęciach. Jako, że uczęszczałam do 2 z kolei najwyższej poziomem grupy opiekowała się nami nasza urocza trenerka. Lecz tego dnia nie pojawiła się. Weszłam na salę z rozpędem, nie zwracając uwagi na otoczenie przepraszając za spóźnienie. Nie usłyszałam nic. Podniosłam wzrok i moim oczom ukazał się trener. Ledwo kojarzyłam jego twarz, znałam go raczej z opowieści i plotek w szatni, jakoby miał wielki potencjał i oczarował kiedyś parę młodych dziewczyn. Zignorowałam myśl.
Trening był wyjątkowo ciężki. Spocone, wyczerpane ciała dziewczyn ślizgały się na drążkach i materacach. Wydaje mi się do dziś, że co rusz omdlewały z wysiłku. Ze mną nie było inaczej. Nie pamiętam czy kiedykolwiek tak skąpałam się w pocie. Po 3 godzinnym treningu, wszystkie ruszyłyśmy do szatni. Dziewczyna prezentowała swój nowy tatuaż, inne poszły w jej ślady. Chichotały, obrzucały się na przemian to mokrymi koszulkami, to sportowymi stanikami. Ja jedna nie mając żadnego, siedziałam i obserwowałam. Nie dało się narzekać na widoki.
Nagle w wielkim impetem trener bez pukania wbił się do naszej szatni. Wszystkie zamarłyśmy. Po krótkiej chwili wypełnionej absolutną ciszą obrócił głowę w moim kierunku poważnie wypowadając moje nazwisko:
- Podejdź do sali, musimy zamienić słowo.
Bez chwili zastanowienia ruszyłam za nim. W drzwiach szatni odwróciłam się tylko przez ramię wymieniając pełne zaniepokojenia spojerzenie z resztą. Wyszłam. I podążyłam za nim.
- Obserwuję Cię od początku zajęć - powiedział kartkując swój dziennik -
Masz parę poważnych braków w technice.
Patrzyłam na niego z pokorą.
- Stań przy równoważni, pokażę Ci.
Momentalnie poczułam oddech na moim karku.
- Ustawiasz biodra w ten sposób. - powiedział spokojnie, mocno mnie chwytając - I odchylił je do tyłu. Zetknęliśmy się. Sparaliżowana poczułam w jego spodniach cel naszej rozmowy.
Powoli gladził moje ciało, wpierw do góry masując piersi, dalej do dołu głaszcząc i ściskając moją pupę.
Pocałował mnie w ucho, dalej w szyję, złapał mnie jeszcze mocniej, przerzucił przez równoważnię, klepnął mocno już wypiętą, gwałtownie rozpiął na dole body gimnastyczne. Nie opierałam się. Podobał mi się jego szarmancki styl i stanowczość.
Wszedł we mnie. Wykręcił mi ręcę i skrępował za plecami. Znał się na rzeczy, nigdy nie było mi tak dobrze. Szybko, ale z wielką precyzją przesuwał mnie przez równoważnię. Krzyczałam z rozkoszy, mimo ogromnego zmęczenia. Zakrył mi usta - to już w ogóle mnie nakręciło. Straciłam poczucie czasu, mój orgazm trwał w nieskończoność... Czułam jak wielki jest rozmiar tego problemu... Po sali echem rozchodził się dźwęk mojej pupy obijającej się o jego brzuch.
Ostatnich kilka razy jeszcze mocno się wcisnął, wydając triumfalne dźwięki.
Nasz oddech wypełnił pustą salę.
- No, mam nadzieję, że już wiesz jak prawidłowo korzystać z równoważni.
- Tak, dziękuję za pomoc. - Nie czułam potrzeby, by mówić cokolwiek więcej. Nie miałam z resztą siły.
Po chwili ubrał się i wyszedł mrugając na pożegnanie. Wisiałam tam jeszcze chwilę, by dojść do siebie. Zabrałam ciuchy i wróciłam do dawno już pustej szatni. Na stercie moich ubrań leżał wniosek o udział w mistrzostwach kadrowych z dopiskiem: "Masz wielki potencjał. Chociaż jesteś leniwa.
Ps. Ale bardzo soczysta"